Ogarnęła mnie nostalgia. Za sprawą dwóch postaci, o których zaraz Wam napiszę. Dwa wieczory z rzędu siedziałam i ryczałam jak bóbr. Bardzo było mi smutno... Dodatkowo w domu gęsta atmosfera. W związku dwojga ludzi są dni słoneczne ale i deszczowe a nawet burzowe... Tak to już jest i myślę, że ten blog to nie byłoby prawdziwe miejsce, gdybym wciąż pisała o naszym domku z lukru i waty cukrowej..
Ale do rzeczy. Wczoraj poprzez wpis Gibonikowej Mamy trafiłam na bloga Chustki. Kobiety zmagającej się z nowotworem, mamy i żony. O chorobie dowiedziała się w 2010 roku, otrzymała tym samym wiadomość, że zostało jej 6 miesięcy życia. 6 miesięcy z ukochanym pięcioletnim wówczas synkiem i mężem. Przez okres choroby pisała bloga. Powiązałam fakty. Ostatnio głośno było o filmie walczącym o Oscara, noszącym tytuł "Joanna". To właśnie jej historia. Trochę zbyt późno to do mnie dotarło. Zaczęłam czytać... Jej wpisy to nieustanne wołanie o jeszcze jeden, kolejny dzień z synkiem, to brak zgody na chorobę, to porażająca miłość mamy do dziecka i odwrotnie.
Bardzo boli to okrucieństwo losu... Niezrozumiałe i niesprawiedliwe...
Z kolei dzień wcześniej zetknęłam się z historią Kubusia, która poruszyła mnie do głębi. Jeśli chcecie dowiedzieć się o nim czegoś więcej, zajrzyjcie TU. Ja wiem, że niezliczona grupa dzieci na świecie zmaga się z chorobami. Gdy odwiedzaliśmy z Helą Centrum Zdrowia Dziecka, widziałam maluchy zapłakane, podłączone do różnych aparatów, z rurkami i innymi ustrojstwami. Ich dzieciństwo nie jest takie jak być powinno... Jednak ten chłopiec szczególnie zapadł mi w serce. Może to przez poruszające wpisy, jakie przeczytałam, publikowane przez jego mamę. A może to te fotografie. Na jednej z nich widzę ślicznego chłopca, zdrowego, patrzy prosto na mnie, uśmiecha się. Na kolejnych widzę jak bardzo choroba może zmienić dziecko. Nie potrafiłam sobie tego wytłumaczyć. Bardzo mi było ciężko, gdy myślałam o nim i o jego rodzinie, a myślałam cały wieczór i nie mogłam przestać...
Od razu mam w głowie natłok myśli. Czuję ogromną wdzięczność, że my możemy cieszyć się zdrowiem i siłami. Chcę wyciskać niczym cytrynę każdą chwilę z moją córką. Chcę być cała dla niej. Czuję wyrzuty sumienia, że nie zawsze mi się udaje. Chcę zatrzymać czas. To jakiś paradoks, bo jednocześnie chcę patrzeć, jak moje dziecko rośnie, zmienia się i rozwija...
Dziś zrobiłam kartkę urodzinową dla Kubusia. Nie miałam możliwości pojechać do księgarni, a na poczcie zapewne wybór byłby kiepski, więc postanowiłam zadziałać sama. Wykorzystałam chwilę, gdy Helenka spała. Nie miałam zbyt wielu materiałów, ale udało mi się, kolorowe kartki, nożyczki, klej i pocztówka wystarczyły. Ważne, że to od serca. Zachęcam każdego, do włączenia się do tej niezwykłej akcji. Mogliście o niej przeczytać ostatnio na naszej stronie na FB.
Znam bloga Chustki, czytałam też regularnie bloga dzielnej wojowniczki Kseny, obie historie bez happy endu. Historie te bolą, cierpienie dziecka i śmierć bolą jeszcze bardziej, nie znajduję w tym żadnego sensu, dlatego jeszcze mocniej przytulam córkę i ciesze się każdą chwilą, bo nie wiadomo jaki los nas czeka. Taka kartka to piękny podarek.
OdpowiedzUsuńNo niestety, to jest ten wymiar naszego istnienia, którego ja też nie pojmuję. I dlatego robię to co Ty, cieszę się każda chwilą z moją rodziną.
UsuńTeż czytałam ten wpis. Piękne i straszne jednocześnie. My dziś nie wyruszyliśmy z kartką, ale do końca tygodnia na pewno się zbiorę w sobie.
OdpowiedzUsuńZbyt dużo cierpienia i łez w okół ostatnio...
Fajnie, że też wyślecie. Wiem jak to przy maluchu czasem trudno się do czegoś zabrać. Ale trzymam kciuki.
UsuńJakoś tak człowiek nie myśli o takich rzeczach na codzień. Omija trudne tematy. A czasem trzeba się zmierzyć z nimi, bo takie jest nasze życie. A może czasem uda się komuś pomóc, tak jak temu chłopcu poprzez kartkę, którą mu wysłałyście.
OdpowiedzUsuńWarto jest pomagać, bo niewiadomo kiedy my sami będziemy potrzebować pomocy. Podobno wyświadczone dobro powraca.
UsuńMy też zrobimy same z Hanulą. Kocham własnoręcznie zrobione kartki :)
OdpowiedzUsuńKiedy robimy coś sami, dajemy podwójnie :)
UsuńHelenko zmobilizowalas mnie, patrzac na Ciebie jak dzielnie trzymasz koperte z kartka urodzinowa dla Kubusia od razu pokazalam Lili i Lence,mowiac im o co tu chodzi.Jednoglosnie zakrzyknely "babciu zrobmy taka kartke i wysliimy"To sie nazywa organizacja na maxa,owszem odpowiedzialam,ale ze kupie i cos tam same dorobimy bo raczej zdolnosci manualnych to az takich nie mamy.Cieszmy sie tym co mamy i nie narzekajmy-przynajmniej ja bym tak chciala,bo jednak gdzies siedzi w czlowieku cos co kweka na cos,a mogloby byc inaczej itd.Zycie sklada sie ze zla i z dobra,z cierpienia i szczescia,trzeba uczyc sie z pokora wszystko przyjmowac i godzic sie a mozna wtedy znalesc jakies ukojenie.Ogolnie zycie jest trudne i trzeba wciaz pokonywac mniejsze lub wieksze trudnosci,czlowiek przetrwa wszystko.Raz bardziej boli,raz mniej ale trzeba isc dalej bo znow po nocy przychodzi dzien,po burzy spokojna cisza.......
OdpowiedzUsuńMyślę, że spokojnie mogłybyście zrobić kartkę same, Lila robi piękne laurki. Więc do dzieła. A na resztę Twojego komentarza nie będę odpowiadać, bo wszystko pięknie napisałaś i nic dodawać nie trzeba...
UsuńMysle, ze bycie mama rozbudza w nas wszelkie poklady empati. Kiedys bym przeczytala, zrobiloby mi sie smutno i tyle... dzisiaj leca mi lzy i w glowie mam pelno mysli :(
OdpowiedzUsuńTo prawda, ja zawsze mam przed oczami moją Helenkę i wszystkie takie historie uderzają we mnie bardziej odkąd wiem, co to znaczy kochać miłością mamy. Pozdrawiam Cię ♡
UsuńJa to nie mogę czytać smutnych historii. Wiem jak niewiele nas dzieliło od zupełnie innego losu. Jeszcze dzień, jeszcze kilka godzin w brzuchu dłużej i zmiany w mózgu mogły by być naprawdę ciężkie. Ale ja tak jak Ty jestem wdzięczna za to co mam.
OdpowiedzUsuńZnam Twoją historię, siedziałam kiedyś i czytałam wpis za wpisem. Jedyne co przychodzi mi do glowy, co Ci mogę napisać, to że jesteście bardzo dzielni. To co najgorsze już za Wami. Rozumiem, że pozostały trudne wspomnienia, ale wierzę, że wystarczy jedno spojrzenie na Waszego Synka i się uśmiechacie. K. to mały wojownik, jak to napisałaś w jednym z postów. Wszystkiego dobrego dla Was.
UsuńMy też wysłaliśmy kartkę dla Kubusia mam nadzieje że na jego buziuni pojawi się uśmiech.
OdpowiedzUsuńWspaniale. A tak w ogóle to dzięki Tobie, poznałam historię Kuby, tak więc dziękuję!
UsuńAkcja jest świetna, sama muszę się wreszcie zebrać i wysłać tą kartkę.
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze tylko tyle możemy zrobić :(, nie potrafię zrozumieć, czemu takie małe dzieci muszą tak cierpieć.
Stąd własnie tytuł tego wpisu, są takie rzeczy, których nie jestem w stanie zrozumieć... Pozdrowienia dla Was.
UsuńMasz rację Agnieszko, życie jest okrutne.. Choroby najczęściej spotykają nas w najmniej spodziewanym momencie. Spadają jak lawina, jak grom z jasnego nieba i nagle w jednej chwili przestajemy mieć wpływ na nasze życie - pozornie. Bo może ktoś już zadecydował o naszym losie wcześniej...
OdpowiedzUsuńMartynko, dziękuję Ci za ten przejmujący komentarz. Chce Ci życzyć dużo zdrówka, bo wiem, że sama miałaś ostatnio problemy i wszyscy przejęli się Twoim pobytem w szpitalu. Dbaj o siebie. Wszystkiego dobrego.
UsuńMy też wysłałyśmy kartkę i zachęcałyśmy na fanpage'u do wzięcia udziału w akcji. Mam nadzieję, że udało się zmobilizować innych. Nina ma nawet podobne zdjęcia :) Fajnie, że nie przechodzicie obojętnie obok takich historii. Często mam wrażenie, że ludzie wolą mówić "mnie to nie dotyczy" i udawać, że nie widzą krzywdy innych.
OdpowiedzUsuńTak, ludziom wydaje się, że wszyscy inni to zalatwią, na pewno inni wyślą kartki, inni się zatroszczą. Każdy ogląda się na drugiego. Warto wziąć sprawy w swoje ręce, przyniesie to komuś dobro i będzie źródłem satysfakcji :) Widziałam zdjęcia Niny, wspaniale! Pozdrawiamy gorąco.
Usuń