Nie, nie w trawie, w składzie, nigdzie się nie pomyliłam. :) W składzie produktów spożywczych dla niemowląt i dzieci. Ale o tym za chwilkę. Chciałam dziś waszą uwagę skierować na akcję fundacji Zwalcz nudę, pod nazwą "Nie wciskamy dzieciom kitu". Rzecz się tyczy zdrowego żywienia, czyli tego, o czym sporo się mówi, ale w praktyce bywa różnie. Co zrobić, by się przyłączyć? Wystarczy raz w tygodniu odwiedzić stronę fundacji i trochę poczytać :) Zainteresowanych zapraszam TUTAJ. Akcja ma zawitać również do szkół pod postacią warsztatów o zdrowym żywieniu. Co tydzień na stronie zamieszczane są informacje o poszczególnych kategoriach żywności, już dziś możecie przeczytać notkę na temat jogurtów i napojów.
Celem przedsięwzięcia jest zwrócenie uwagi na jakość naszego pożywienia, musimy o nią dbać, zwłaszcza jeśli przygotowujemy posiłek dla dziecka. A producenci niestety coraz bardziej kombinują z wyrobami, tak więc zasada bezgranicznego zaufania odpada.
Celem przedsięwzięcia jest zwrócenie uwagi na jakość naszego pożywienia, musimy o nią dbać, zwłaszcza jeśli przygotowujemy posiłek dla dziecka. A producenci niestety coraz bardziej kombinują z wyrobami, tak więc zasada bezgranicznego zaufania odpada.
Przykładowo, żywność dla niemowląt- wydawać by się mogło, że to dział produktów najbardziej przefiltrowanych i oczyszczonych ze zbędnych i szkodliwych składników. Owszem, prawo zakazuje stosowania konserwantów oraz niebezpiecznych barwników. Ale jeśli chodzi np o cukier- tu sprawa się komplikuje. Producentom nie wystarczy to, że poszczególne rodzaje żywności są same w sobie słodkie, owoce dzięki cukrowi zwanemu fruktozie, a np mleko- dzięki laktozie. I tak produkty są dosładzane, czasem za pomocą soku z winogron czy marchwi, ale niestety zdarza się, że w składzie po prostu pojawia się czysty cukier. Dlatego nie będę oryginalna, jeśli powiem: czytajcie etykiety. Po co tak małego człowieczka przyzwyczajać od najmłodszych lat do słodkości.
Wzięłam pod lupę kilka deserków- najprostszych: przecier z jabłka polecany jako pierwsza łyżeczka, dla niemowląt od 4 miesiąca życia. I zobaczcie na co trafiłam:
Czytając skład napotykamy po drodze cukier, mamy go w ilości 16 g na 100 g produktu. Oprócz tego, żeby było smaczniej, mamy jeszcze zagęstnik w postaci adypinianu diskrobiowego E1422. Jeśli chodzi z kolei o przeciwutleniacze- one standardowo występują w słoiczkowych owocach, bo jak wiemy te, zwłaszcza jabłka szybko ciemnieją. Najlepiej jednak kupować produkty, gdzie przeciwutleniaczem jest witamina C, lub ewentualnie sok z cytryny. Unikajmy kwasku cytrynowego, jest bardzo alergizujący.
Próbowałam zjeść te jabłka nieszczęsne, ale dotarłam do połowy słoiczka, możecie mi wierzyć lub nie, ale to było tak słodkie, jak naprawdę wysokosłodzony dżem. Porażka... Na szczęście pozostałe słoiczki, które miałam w rękach miały się lepiej, przykładowo w jednym z nich na 100 % produktu, 99,97% stanowiły jabłka, a reszta to witamina C. A tak w ogole, czy nie lepiej dać maluchowi tak po prostu jabłko :-)? Starte albo w kawałeczkach, jeśli dziecko już gryzie? :)
A skoro o jedzeniu mowa, Helenka do 6 miesiąca była karmiona wyłącznie piersią, potem rozpoczęłyśmy przygodę z nowymi smakami. Na pierwszy ogień poszły warzywa: marchew, ziemniaczki, dynia, brokuły itd., potem owoce. Obecnie staramy się wprowadzić rytm pięciu posiłków dziennie: rano i wieczorem Hela dostaje porcję mleka z dodatkiem kaszki zbożowej lub kleiku. Drugie śniadania i podwieczorki to zazwyczaj wymiennie porcja owoców (ulubiony owoc: banan :)), sok przecierowy, posiłek mleczno- owocowy, np jogurt z owocami, ale też czasem gotowane pokrojone w paski warzywa. Wydaje mi się, że urozmaicanie posiłków to jeden z kluczów do wychowania jadka (w opozycji do niejadka :)). Obiad jemy dwudaniowy, najpierw zupka. Ulubione mamy trzy: pomidorowa z kluseczkami albo z ryżem, dyniowa oraz warzywna wymieszajka (jak ja to nazywam), czyli zupa z ziemniaka, marchewki, selera, brokuła (albo dowolne warzywko, które akurat mam nadające się do zupy :)), zagęszczona kaszką manną lub jaglaną. Drugie danie to mięsko oraz jarzynki. Między posiłkami pijemy wodę i od czasu do czasu zaparzaną herbatkę jablkowo- koperkową z Hippa. Pozostało nam jeszcze jedno karmienie piersią nad ranem około 5-ej, jest to taki szósty dodatkowy posiłek. Ach, no i Helenka bardzo lubi chrupki kukurydziane, więc sobie zjada kilka jako przekąskę. :)
System taki wypracowałam na podstawie przede wszystkim obserwacji mojej córeczki, wytycznych aktualnego schematu żywienia, porad mojej mamy :) i różnych czytadeł dla mam. Jest on bardzo dynamiczny. Hela rośnie i pojawiają się w jej diecie coraz to nowe produkty, które odkrywa. Jednocześnie ja się uczę, niektóre produkty odkładam po bliższym poznaniu (jak np pewne granulowane herbatki, które kupiłam jako radosna świeżo upieczona mama zachęcona opisem z reklamy, a wtedy jeszcze nie pomyślałam, by spojrzeć najpierw na skład), inne okazują się kuchennymi hitami. Tak więc nie ma tu miejsca na nudę. No i do tego miny Heli podczas degustacji- bezcenne :) Nic tylko kręcić film.
To też nie jest tak, że jestem przeciwniczką dań w słoiczkach. Obiad częściej przygotowuję sama, ale czasem serwuję Helence sprawdzone danie ze słoiczka. Podobnie rzecz się ma z owocami, kupuję gotowe przeciery z takich owoców, których nie ma świeżych w aktualnym sezonie a ja nie zaopatrzyłam się w mrożonki czyli np jagody, śliwki, maliny. Staram się tylko patrzeć na skład, nie kupuję niczego co jest na siłę dosłodzone, unikam też produktów, których skład to ciągnąca się w nieskończoność lista, w dodatku pojawiają się na niej dziwne wielosylabowe słowa niezrozumiałe dla przeciętnego zjadacza chleba. W tym wypadku wygrywa prostota :)
Drogie Mamy, a jak jest u Was, jakie dania lub produkty najbardziej lubią Wasze maluchy? Może złapię od Was inspiracje na nowe potrawy. :)
Wczoraj mieliśmy na obiad zupę krem z zielonego groszku. Zosia aż krzyczała o kolejną łyżkę :-)
OdpowiedzUsuńOgólnie lubi jeść wszystko, wszystko co jej dajemy. Każdy nowy smak jej narazie podpasował :-)
Słoiczków nie dawałam, a co do jabłek to dajemy w kawałku bo ma już ząbki i dobrze sobie radzi.
Tak, zupa groszkowa też jest fajna :) Super, że Zosia ma apetyt i wszystko je, to bardzo ważne, u nas też całe szczęście nie musimy się gimnastykować, aby Heli zjadła kolejną łyżeczkę, chętnie wszystko pochłania :) pozdrawiamy i jeszcze raz gratulacje z okazji pierwszego słowa Zosi :)
UsuńDlatego tak ważne jest czytanie etykiet.... cholernie ważne
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. I chciałabym bardzo, aby każdy, bez znaczenia czy jest rodzicem czy też nie, miał świadomość, jak ogromne ma to znaczenie.
UsuńMój synek je praktycznie to co my. Lubi krupnik, rosół i ogórkową, jajecznicę, budyń, risotto, makarony z sosami, gulasze i pieczone mięso. W sumie mogłabym tak dość długo wymieniać, bo z jedzeniem raczej nie mamy problemów. Na szczęście. Za to z ząbkowaniem i spaniem jest o wiele gorzej.
OdpowiedzUsuńA od kiedy zaczęłaś podawać jajecznicę? może byśmy z Helenką już spróbowały :) U nas ze spaniem też ostatnio niewesoło, w nocy ciągłe pobudki a w dzień najchętniej w ogóle by nie spala.
UsuńU mnie dziciaki szaleją za kremem brokułowym, dyniowym, rosołem i placuszkami jogurtowymi :) Poza tym wcinają surowe pomidory, paprykę czerwona, jabłka, banany, kiwi i dużo innych owoców i warzyw sezonowych. Przy Córce na początku kupowałam słoiczki, bo takie zachwalane, ach, och, ale zmądrzałam. Sama zaczęłam przygotowywać posiłki, a ze słoiczków korzystałam tylko w podróży. Po pierwsze wiem co jedzą, po drugie jest ekonomiczniej.
OdpowiedzUsuńNo właśnie- ekonomiczniej, zapomniałam o tym dodać w poście, gdybym miała karmić dziecko ciągle słoiczkami, już dawno poszłabym z torbami. Poproszę o przepis na placuszki jogurtowe, sama bym takie zjadła :)
UsuńDzisiaj będę robiła na obiad razem z Córką, wiec jutro wstawię na blog :)
UsuńSuper, czekamy :)
UsuńJa nie jestem wyśmienitą kucharką i wgl temat żywnościowy to moja kula u nogi...
OdpowiedzUsuńTym bardziej dziękuję Ci za komentarz :)
UsuńBardzo dobrze,ze robisz obiadki w domu,na poczatku to sa nieudolne moze wyczyny,bo trzeba przyznac,ze chociaz to maluszki ale byle czego to nie zjedza,one wlasnie inspiruja do doswiadczen i nowych doznan.Wiekszosc z mam uczy sie gotowania wlasnie od pierwszych obiadkow dla naszych pociech,przykladem tego jestem ja,dzieki....:)
OdpowiedzUsuńPrawda, że pierwsze próby z obiadami Heli różnie wychodziły, na szczęście Helenka wszystko zjadała, więc miałam motywację, żeby jej dalej gotować.
UsuńBardzo ważne jest czytanie etykiet. Każde z moich dzieci bardzo szybko zaczęły jeść to co my dorośli:)
OdpowiedzUsuńChyba o to chodzi, by maluchy jadły razem z nami :) Dzieci we wszystkim naśladują dorosłych, przejmują też nasze nawyki żywieniowe, więc jedzmy wszyscy zdrowo :)
UsuńEtykiety to podstawa, niestety każda przetworzona żywność niesie ze sobą nieodwracalne skutki - niszczy nasz układ odpornościowy. Staram się nie podawać takich rzeczy mojemu dziecku, niestety spotykam się z oporem i negatywnym wydźwiękiem ze strony dziadków, którzy mówią, że jestem złą matką bo dziecku soczku czy innego ustrojstwa nie dam - oczywiście niby w żartach, ale swoje wiem ;)
OdpowiedzUsuńTy jesteś mamą i wiesz najlepiej, co jest dobre dla Twojego dziecka i zawsze w każdej sprawie, ostateczna decyzja należy do Ciebie. I tego się trzymaj. A dziadkom może trzeba wytłumaczyć, w czym rzecz. Może nie zdają sobie sprawy, że teraz żywność nieco inaczej jest produkowana niż w czasach, gdy oni wychowywali swoje dzieci. Wtedy wszystko było zdrowsze, bez chemii, nie to co dzisiaj. A co do skoczków, może przekonasz się do Bobofruta , ja podaję Helence od czasu do czasu, skład jest prosty: to owoce nic więcej, bez dodatku cukru i różnych innych dziwactw. Tylko trochę drogi. Prościej samemu zrobić sok z sokowirówki lub wyciskarki. A najlepiej niech maluch pije wodę :)
Usuń